środa, 3 grudnia 2014

5. "Nie jestem Unice Torres."

-Słucham? - Alvaro uśmiechnął się od ucha do ucha. Jakbym mu powiedziała przezabawny żart.
-Serio - wstałam i założyłam jego koszulę, która wisiała na krześle przy biurku. Po chwili się jednak zreflektowałam i wzięłam swój realowy szlafrok. - Nie interesuje mnie zabawa w związki, miłości i tym podobne - oparłam się o parapet. - Podobasz mi się, a to jak na mnie bardzo dużo.
-Czyli chcesz tylko seksu? - przestał się uśmiechać.
Wzięłam głęboki oddech i pokiwałam głową. 
-Przyjaźni. W tym jestem dobra. Umiem słuchać, pomagać, jestem lojalna i nie zawodzę.
-Jesteś zawsze, gdy trzeba. Wysłuchasz, poradzisz, przytulisz? - Po każdym jego słowie przytakiwałam. Zamyślił się i po chwili wstał. - Zgoda - podszedł do mnie. - Będziemy przyjaciółmi, którzy ze sobą sypiają - pocałował mnie delikatnie.
-Tylko Marc... - urwałam.
-Nie dowie się - szepnął, wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko.


-Rico! Zrób mi kawy! 
-Wyprasowałaś mi koszulę?
-Tak! O której dziś kończysz?
-Siedemnasta. Veerle jedzie dziś do Liverpoolu?
-Chyba tak. Veerle?!
-Aregall! - załomotał ktoś w drzwi i nagle się obudziłam. Rozejrzałam się nieprzytomnym wzrokiem. Było mi tak przyjemnie ciepło, tak ładnie pachniało i czułam się taka odprężona.
Obok mnie spał Vazquez. Wtulił twarz w moją szyję oplatając mnie ramieniem w pasie.
Usiadłam, otwierając oczy szerzej. W pokoju panował chaos. Wszędzie walały się elementy naszej garderoby.
-Nie wchodź! - zawołałam do Carmen.
-Nie mam zamiaru. Jesteś sama?
-Jestem naga. Czego chcesz?
-Jedziesz dziś do Liveerpoolu?
-Jadę! - zerwałam się z łóżka.
-Zapomniałaś?
-Nie! - Pewnie, że tak.
Nałożyłam szlafrok, włączyłam muzykę i zaczęłam się pakować.
-Wychodzimy! - usłyszałam jak drzwi wejściowe trzaskają i Rico z Carmen milknął.
-Liverpoolu? - Alvaro przeciągnął się na łóżku.
-Robię pracę magisterską o Realu i Lidze Mistrzów. Początkowo miała to być jedynie droga ku La Decimie, ale gdy w końcu ją wygraliśmy zmieniłam koncepcję. Teraz to droga ku La Decimie i obrona tytułu. Załatwiłam w klubie, że jeżdżę na każdy mecz Ligi Mistrzów. Teoretycznie jako klubowy fotograf mogłabym być na każdym meczu, ale bez przesady. Nie jestem Unice Torres, która mogłaby się nie rozstawać z chłopakami.
-Lepiej niech pilnuje Moraty - ziewnął. - O której masz samolot?
-Wieczorem.
-To chodź, zapraszam na śniadanie - uśmiechnął się.


Siedziałam na fotelu w hotelowym pokoju Cristiano. Ronaldo i Benzema grali na konsoli. Pepe i Marcelo zaciekle im kibicowali. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, więc spokojnie oglądałam zdjęcia w swoim telefonie. Nie mogłam uwierzyć, że poprzednia noc naprawdę się wydarzyła. Spałam z Vazquezem... Miałam sypiać z Vazquezem. Właśnie do mnie pisał i opowiadał mi o treningu, o tym, że strzelił ileś tam goli, a potem zamknął kogoś w szatni. Typowe piłkarskie żarciki. Mnie nikt nigdy nie zamknął w szatni, na szczęście.
-Unice wzięła miesiąc urlopu! - wrzasnął wchodzący do pokoju Ramos.
-CO?! - zapiszczał Benzema. Poczułam na sobie palące spojrzenia, więc ostrożnie zerknęłam na nich zza telefonu.
-Jak to ślimak wziął urlop? - sapnął Francuz. - Bez konsultacji?
-No, i nie ma jej dziś z nami - Sergio usiadł na oparciu mojego fotela. - Nudno bez niej - znów popatrzył na mnie.
-Wybacz, ale nie będę ani pyskować jak ona, ani błaznować tu z wami. Nie jestem Unice Torres - powiedziałam stanowczo.
-Gdzie ona jest? Czemu mnie opuściła? - zasmucił się Benz.
-Chyba w końcu doszła do wniosku, że najważniejszy w jej życiu jest Morata - odparłam patrząc prosto na Jamesa.
-Zaraz do niej zadzwonię! - postanowił Ramos i wybrał jej numer. Nie odebrała. Po chwili jednak zabrzęczała komórka Benza.
Przeczytał coś po francusku, ale nikt nie zrozumiał, więc przetłumaczył na hiszpański.
-"Spierdalać! Kocham was, ale w tym momencie Morata zajmuje mnie bardziej. Całuski z Turynu!"
-Zostawiła nas - jęknął Sergio.
-Tak samo jak Mesut - Karim wyglądał żałośnie.
-I Calleti - dodał Ramos. Ukradkiem zrobiłam im zdjęcia i wysłałam Unice.
Unice: Dlatego jednocześnie kocham i nienawidzę Moraty. Zachciało mi się piłkarza, cholera jasna!
Veerle: Przywykniesz. Do wszystkiego da się przyzwyczaić.
Unice: Nawet do utraty połowy serca? W Madrycie tęsknię za Ally'm, w Turynie za przyjaciółmi. Jednak to Ally jest facetem mojego życia, przyjaciele dziecka mi nie dadzą.
Veerle: Jesteś pewna? ^^ Czy wysterylizowali ich a ja nie zdążyłam tego udokumentować? :P
Unice: Jesteś głupia. Ale i tak Ci zazdroszczę, że siedzisz tam pośród nich, a jutro pomkniesz na mecz. Boże, czemu mnie tak każesz?!
Veerle: To kara za Twoją głupotę.
Unice: Spadaj! Własnie pokutuję! Zawsze mam strasznie ciężką karę za chwilę głupoty. To nie sprawiedliwie!
Veerle: Życie nie jest sprawiedliwe.
Unice: Ale dziś wspiera mnie mój ukochany Pablito, przyjaciel oddany <3
Veerle: Sarabia, naiwniak :P

Trening, mecz i masa zdjęć. Siedziałam na ławce i robiłam jedno za drugim. Chłopcy przyzwyczajeni do blasku fleszy, więc na mój prawie nie zwracali uwagi. Zwłaszcza, że zobowiązałam się pokazać wszystkie, którymi miałam się posłużyć. Zrobiłam już kilka albumów z nimi pod szyldem Realu i byli nimi zachwyceni, bo konsultowałam z nimi każdą fotkę. Szanowałam ich wybory, dzięki czemu mogłam liczyć na współpracę.


W drodze powrotnej siedziałam razem z Cristiano. Cris właśnie spał, w samolocie panował spokój, bo chłopcy byli zmęczeni po meczu. Słyszałam tylko głos Isco i jego koleżanki Gabi. Modelki, którą poznał na ostatniej sesji. Nie interesuje mnie z kim się prowadzają moi bracia póki nie zakomunikują oficjalnie z kim są. 
Gdy podchodziliśmy do lądowania stewardesa zapięła Cristiano pasy, bo on nadal spał. Nabiegał się, więc potrzebował odpoczynku.
Na lotnisku zabrałam swój bagaż i wyszłam. Nie czekałam na piłkarzy, bo moja rola już się kończyła. Zdjęcia ledwo żywych piłkarzy nie będą się nadawać do publikowania.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu taksówki i wtedy go zobaczyłam... Stał oparty o samochód i nic sobie robił z zakazu zatrzymywania się. Czekał na kogoś. Ciekawe kogo? Przecież nie mnie, nie miał pojęcia o której wracamy. Dochodziła trzecia w nocy...
-Siostra! - Isco pociągnął mnie za ramię. - Załatwiłem nam transport! Nawet się nie musiałem najęczeć i nabłagać. Vazquez zgodził się bez słowa protestu!
-Cześć - chłopak uśmiechnął się na nasz widok. 
-Gabi Alvaro, Alvaro Gabi - Alarcon dokonał błyskawicznej prezentacji, załadował torby do bagażnika i razem z Gabi usiedli z tyłu. Alvaro otworzył mi drzwi od strony pasażera i sam usiadł za kierownicą.
-Dokąd mam was zawieźć? - spytał, gdy wyjechał na ulicę.
-Do mnie - zażądał Isco. 
-Mówisz i masz - pokiwał głową i uśmiechnął się do mnie. Przymknęłam oczy i po chwili spałam. Ocknęłam się, gdy samochód się zatrzymał.
-Isco z tego zmęczenia zapomniał o mnie - odezwała się Gabi. 
-Ciekawe czy głowy z Liverpoolu nie zapomniał - mruknęłam.
-To dokąd? - uśmiechnął się Alvaro. Gabi wymieniła ulicę, Isco wysiadł i pojechaliśmy. Odwieźliśmy blondynkę i nawet nie spytałam, gdzie dalej.
-Przecież jesteśmy przyjaciółmi, przyjaciele u siebie nocują, nie? - oburzył się.
-Ale będziemy naprawdę przyjaciółmi? Nie chcę tylko z tobą sypiać, chcę też rozmawiać i to wszystko co się robi... - ziewnęłam.
-Oczywiście - zatrzymał się pod blokiem i nachylił do mnie. - Coś jeszcze? - cmoknął mnie w policzek.
-Powinieneś się ogolić, bo drapiesz - wysiadłam.
-Wszystkim laskom się to podoba! - wyskoczył za mną.
-Nie jestem wszystkie - zaśmiałam się i ruszyłam do drzwi.
-Wybacz - ukłonił się.
-Przestań błaznować - popukałam się w czoło. Właśnie dotarliśmy pod drzwi jego mieszkania. Otworzył i po cichu weszłam do środka.
-Vazquez! - nagle przed nami pojawiła się jakaś laska. Miała na sobie tylko domową koszulkę Getafe. Czemu jestem pewna, że ma na plecach dziewiątkę i imię "Alvaro"? 
-Co jest, kurwa? - wypaliłam po holendersku.





wtorek, 25 listopada 2014

4. Nie zakochaj się

Nie poruszałam się patrząc w jej roziskrzone oczy. Były ni to szare ni zielone, ale lśniły takim szelmowskim blaskiem.
-Nie wiem co ja sobie myślałam! - złapała się za głowę. - Co roku było mnóstwo ciach, a ja co roku widziałam tylko Moratę! A teraz go nie ma i masz!
-Unice... - wzięłam głębszy oddech. - Ten pocałunek, to coś dla ciebie znaczyło? - blondynka prychnęła z pogardą i podskoczyła.
-Tak, znaczyło tyle, że jestem idiotką!
-Czemu mi to mówisz? - nie mogłam tego pojąć. - Przecież jesteśmy zaledwie koleżankami, kumplujesz się z Ramosem.
-Bo on na mnie nakrzyczy - jęknęła. - Nie mogę powiedzieć o tym Ally'emu. Trzeba natychmiast to zakończyć - mówiła do siebie. - Idziemy! - zerwała się nagle.
-Gdzie? - chwyciłam torebkę i nie zastanawiając się bardzo ruszyłam za nią.
-Gnojek! - warknęła i wyjęła kluczyki do białego Audi zaparkowanego na chodniku. - Morata mi pożyczył - wzruszyła ramionami i wsiadłyśmy do środka. - Fajna koszula - uśmiechnęła się delikatnie i włączyła się do ruchu.
-Po weekendzie imprezy nie miałam w czym iść do pracy - mruknęłam.
-Wiem. Isco mało autobusu nie rozniósł tak przeżywał, że musi z Bartrą, Sarabią i Vazquezem chociaż piwo wypić - roześmiała się i wtedy zadzwonił jej telefon. Nacisnęła zieloną słuchawkę i włączyła głośnik. - Morata, prowadzę!
~To ostrożnie, żebyś tego Audi nie rozniosła! Jest w leasingu! - zawołał Alvaro Morata. Były piłkarz Realu Madryt, obecnie Juventusu Turyn. Z plotek, które przyniósł mi Isco, Unice od sierpnia twierdzi, że przenosi się do Turynu, a jedyne co robi w tym kierunku to uczy się włoskiego. Nawet teraz z głośników sączyła się muzyka i ktoś coś śpiewał w tym języku.
-Stać było cię na kupienie mieszkania to i auto sobie kupisz - warknęła.
Alvaro rok temu kupił mieszkanie w centrum Madrytu bez konsultacji ze swoją dziewczyną. Tak się wściekła, że podjął taką decyzję bez niej, że w ramach prostestu się tam nie wprowadziła. Do dziś mu to wypomina. Po wyprowadzce Moraty do Włoch w ogromnym i wypasionym apartamencie mieszka Jese, Asier i Isco. Za wynajem płacą grosze co miało być chyba zemstą Moraty na Unice.
~Torres - westchnął.
-Potrzebujesz czegoś? Bo właśnie wracam z Valdebebas i jest ze mną Veerle Aregall.
~Cześć, Veerle - przywitał się.
-Hej, Ally - uśmiechnęłam się.
~Chyba musisz być dziś w gorszej formie, że zdecydowałaś się powierzyć swoje życie Unice za kierownicą - wypalił.
Blondynka spojrzała na mnie z diabelskim błyskiem w oku i zacisnęła usta.
-Jedziemy wieczorem na imprezę. Z tego co wiem ma być sporo ciach z Atletico i Getafe. Może coś wyrwę i się odstresuję w jakimś kiblu - odparowała mu. Ramos mi opowiadał, że ona taka jest. Plecie bez zastanowienia i jest to szalenie zabawne. Jednak jest ogromna różnica słyszeć o tym od kogoś i słyszeć to na własne uszy.
~Boże... - sapnął. Unice jakby się zreflektowała.
-Spakuję się szybko i jadę na lotnisko. Bedę u ciebie przed północą - powiedziała spokojnie. 
~Wzięłaś wolne?
-Tak, chcę spędzić z tobą trochę więcej czasu niż marne parę godzin, bo masz trening, mecz, a ja nagrania albo coś innego.
~Na ile?
-Kilka dni. Kończę, do zobaczenia.
~Pa, skarbie - rozłączył się, a ona ciężko westchnęła.
-Wszystko dobrze? - zatroskałam się.
-Kocham Madryt, wychowałam się tu i tu chciałam żyć do końca swoich dni. No, ale Moratę wezwał zew przygody! - fuknęła. - Nie potrafię tego wszystkiego rzucić, ale muszę. Mam miesięczny urlop. Mourinho załatwił mi pracę w Interze, ale Morata pewnie dostanie szału jak się dowie, że miałabym codziennie pokonywać około 280 kilometrów samochodem. A Juve nie ma dla mnie posady. 
-A z drugiej strony ile można mieszkać tak daleko od siebie - mruknęłam.
-Dokładnie! Zwłaszcza, że dawniej widywaliśmy się kilka razy dziennie. A teraz widać co wyprawiam bez niego. Mózg straciłam! Całować się z Jamesem, który ma żonę i córkę! - jęknęła.
Poczułam jak wibruje mi telefon, więc szybko wygrzebałam go z torebki.
Vazquez: Zapraszam na kolację :)
Veerle: Hm :P
Vazquez: O 20?
Veerle: Chętnie.
Vazquez: Podaj adres, gdzie mam się po ciebie stawić.
Veerle: Już wysyłam :)
-Czego się śmiejesz? - spytała Unice.
-Umówiłam się na kolację.
-Kolację? - zaciekawiła się.
-Mam ochotę też na śniadanie - uśmiechnęłam się delikatnie. Byłam zorganizowana, pracowita, ale lubiłam dobrą zabawę. Nigdy nie byłam osobą pokorną i grzeczną. Miałam hiszpański temperament, a po zawodach miłosnych nie szukałam chłopaka. Tylko przyjaciela na noc. Moi bracia nie mieli o tym pojęcia, dzięki temu spali lepiej.
-Vazquez to ciacho - powiedziała nagle Unice.
-Zajmij się Moratą - mruknęłam.
-Gdyby nie Morata już dawno zaliczyłabym Vazqueza.
-Zaliczyłabyś - prychnęłam.
-No - zerknęła na mnie. - Masz rację, tylko tak paplam. Morata to cały mój świat, jedyny.
-Oby tak zostało, Torres. Przekonaj go o tym - uśmiechnęłam się do niej.
-Może do mnie przyjedziesz, Aregall? Gdy będę w Turynie? I przywieziesz mi trochę madryckiego powietrza?
-Jak? W słoiku? - zadrwiłam.
-Wezmę - pokiwała głową z poważną miną. Boże, z kim ja się zadaję?


Wyszykowałam się, pomalowałam paznokcie moją najnowszą miłością (Essie, After Schoolboy Blazer) i punktualnie o dwudziestej zadzwonił domofon.
Wcisnęłam przycisk i cierpliwie czekałam aż mój gość wjedzie na górę. Szczęśliwie moich współlokatorów nie było. Miałam ich coraz częściej dość. Chyba czas najwyższy spakować zabawki i zmienić piaskownicę. 
Zadźwięczał dzwonek do drzwi, więc wstałam z krzesła przy biurku i poszłam otworzyć. Rozpuściłam włosy, które ułożyłam w delikatne fale. Na sobie miałam czarną sukienkę ze sporym dekoltem i czarne szpilki. W ręku trzymałam małą kopertówkę.
-Hej - przywitał się Vazquez, gdy mu otworzyłam.
-Cześć - cmoknęliśmy się w policzki. Ubrał się elegancko, miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę. W ręku trzymał bukiet niebieskich róż. Zaskoczył mnie to mało powiedziane. Kocham kolor niebieski, ale nie sądzę, żeby moi bracia o tym widzieli. Skąd, więc on wiedział?
-To dla ciebie - wręczył mi bukiet.
-Dziękuję - uśmiechnęłam się. - Wspaniały kolor! - Poszłam do kuchni, żeby wstawić kwiaty do wazonu.
-Też mi się spodobały i tak liczyłem, że będziesz zadowolona - odparł.
-Bardzo, dziękuję - postawiłam wazon na biurku w swoim pokoju i pocałowałam go w policzek.
-Chodźmy - wziął mnie za rękę i wyszliśmy. Zabrał mnie do jednej z lepszych restauracji w mieście. Do tej pory sądziłam, że tylko z Ronaldo będę mogła tu jadać, a tu takie zaskoczenie. Kolejne w ciągu niespełna godziny.
Złożyliśmy zamówienie wesoło gawędząc. Mój telefon wibrował co chwilę, to Unice zadręczała mnie pytaniami. Przysięgam, że jak spotkam ją po raz kolejny to dostanie ode mnie w łeb. Nie przeszkadzam jej, gdy wije się pod Moratą!
Kolacja dobiegła końca i jakoś się nie zanosiło, że zjem z nim śniadanie. Trzeba było włączyć swój czar. Od razu zaznaczam, że pomimo tego, że nie chcę chłopaka i mam potrzeby, rzadko decyduję się na takie ekscesy jak właśnie zamierzam. Wbrew pozorom rozczarowania w miłości bardzo zniechęciły mnie do wszystkiego co ma związek z płcią przeciwną. Całowanie się z chłopakami na dyskotekach to jednak zupełnie inna bajka niż pójście z nimi do łóżka. 
Pochyliłam się nad stolikiem co znacznie wyeksponowało mój i tak widoczny biust. Siedzący naprzeciwko Alvaro opowiadał mi coś dalej i mimowolnie jego wzrok z moich oczu powędrował mu niżej. Nie zgubił się w swojej opowieści, ale też pochylił się do mnie. Był bardzo blisko, więc pogłaskałam go palcem po policzku, na co on się uśmiechnął.
Patrząc w jego oczy próbowałam mu w myślach powiedzieć, że nie będzie z tego miłości. Nie wiem czy zrozumiał, ale założył mi kosmyk za ucho i pocałował delikatnie. Oddałam pocałunek, potem następny i kolejny. 
Podobał mi się, pociągał mnie fizycznie i bardzo go lubiłam. To dużo jak na mnie jeśli chodzi o faceta. Bardzo dużo.
-Mam w mieszkaniu dobre wino, może skusisz się na lampkę? - spytałam. Moi współlokatorzy poszli gdzieś na imprezę i mieli wrócić dopiero jutro rano albo po południu. Idealnie.
-Chętnie - pokiwał głową. Zapłacił rachunek i wyszliśmy. Całą noc pił wodę, więc teraz spokojnie mogłam usiąść obok niego i pozwolić mu prowadzić. I oto pojawił się kolejny plus do jego listy: był odpowiedzialny. Taka nietypowa cecha, zwłaszcza patrząc na jego kolegów.
W moim mieszkaniu jak się spodziewałam nie było nikogo. Alvaro otworzył podane przeze mnie wino i nalał do kieliszków. Położyłam się na swoim łóżku, zrzucając z nóg buty i uśmiechnęłam się.
-Chodź, Katalończyku - poklepałam miejsce obok siebie.
-A ty nie jesteś Katalonką? - położył się obok mnie. - Masz rodzinę niedaleko Tarragony, to chyba mówi samo za siebie.
-Mój rodowód i tak jest skomplikowany, po co to jeszcze dodawać, że jestem Katalonką - uśmiechnęłam się. - Moja mama urodziła się w Niemczech, wychowała i w Polsce i w Niemczech. Studiowała w Londynie i Warszawie, a poślubiła Hiszpana, z którym zamieszkała w Holandii. Do tego jej ojciec, a mój dziadek to Holender. A babcia, czyli jej mama, to Niemka urodzona w Warszawie. Tylko z ojcem jest prosto, to Hiszpan.
-Katalończyk?
-Tak, ale ja nie czuję się Katalonką. Podoba mi się obecny wygląd Hiszpanii i nie chciałabym, żeby to się zmieniało. Tylko nikomu nie mów - roześmiałam się. 
-Przesiąkłaś Realem i Madrytem, dlatego jesteś Hiszpanką - pokiwał głową.
-Madryt to miasto w którym mieszkam najdłużej i jestem tego świadoma. Dłużej była tylko Tarragona, ale byłam mała.
-Hiszpanka... - mruknął.
-Z holenderskim paszportem - powiedziałam cicho. Spojrzał na mnie zdziwiony a ja roześmiałam się wesoło. - Urodziłam się w Hadze, mam podwójne obywatelstwo.
-Nieźle - pokiwał głową. Objęłam go ręką za szyję i przyciągnęłam do siebie. Pocałowaliśmy się. Jego dłoń znalazła się na mojej tali, druga rozsuwała zamek sukienki. Moje palce szybko poradziły sobie z guzikami jego koszuli. Zsunęłam ją z jego muskularnych ramion i pozwoliłam by pozbył się mojej sukienki. Zostałam w bardzo skąpej bieliźnie. Oczy mu pociemniały z podniecenia i zrobiło się wokół nas bardzo duszno. Powietrze niemal drżało z napięcia. Przesunęłam paznokciami po jego torsie i zatrzymałam się przy skórzanym pasku. Wpił się w moje usta pozbawiając mnie stanika. Przeniósł gorące wargi na moje piersi, brzuch i uda. Chwilę potem zostałam naga, a Alvaro szybko pozbył się swojego ubrania. 
Gdy znalazł się we mnie jęknęłam. Wiedząc, że jesteśmy sami w mieszkaniu mogłam wydawać z siebie takie dźwięki na jakie tylko miałam ochotę.
I wydawałam.
To co ze mną robił, tego nie da opisać się słowami. Najlepszy seks w moim życiu, nie żałowałam ani przez chwilę.


Po wszystkim leżałam na jego piersi wodząc palcem po jego torsie. Alvaro obejmował mnie ramieniem mrucząc z zadowolenia niczym kot.
-Alvarito - uniosłam się na łokciu i spojrzałam mu w oczy. - Ani słowa moim braciom, jak to dojdzie do Marca to nie wiem jak zareaguje.
-Nie boję się go - wziął w dłoń moją rękę i ją ucałował.
-Ale ja tak - cmoknęłam go w usta. - Jesteśmy dorośli... - urwałam i wzięłam oddech. Jakoś w myślach było mi to łatwiej powiedzieć.
-Tak, jesteśmy - pokiwał głową patrząc na mnie podejrzliwie.
-Jesteś fajnym chłopakiem, bardzo cię lubię, ale mam prośbę...
-Jaką?
-Proszę, nie zakochaj się we mnie, Alvarito.




Przepraszam, że tak długo nic nie dodałam! Nie miałam czasu dokończyć notki. Mam nadzieję jednak, że mi wybaczycie. Specjalnie po to, żeby nieco się zrehabilitować w Waszych oczach, opisałam co nieco, chociaż pierwotnie miałam tego nie robić.

Mam pomysł na to co będzie dalej i mówiąc szczerze, pierwszy raz będę mieć taką... wolną (to chyba najlepsze słowo) bohaterkę.

Spokojnie, o ile nic mi się nie poprzestawia w głowie, powinno skończyć się happy enedem :D

Pozdrawiam, Vinga!

W razie co, jestem na gg - 144866 ;)

wtorek, 11 listopada 2014

3. Nieoczekiwane wyznanie

Cristiano Ronaldo siedział na fotelu w swoim salonie. Ze szklanką soku pomarańczowego w lewym ręku, telefonem w prawej i lizakiem w ustach spoglądał na zachód słońca. Był zamyślony. I zaniepokojony. W sumie nie mógł zdecydować, które uczucie przeważało.
Właśnie skończył oglądać zdjęcia, które jego znajomi wrzucali na facebooka, instagram i twitter przez weekend. Wcale go nie zaskoczyło, że Isco balował. Trochę się zdziwił, że towarzyszył mu Bartra. Widok Veerle z nimi nie był niczym szokującym. Vazquez i Veerle na jednej fotografii i to jeszcze tulący się do siebie... To było coś.
Radosną Hiszpankę poznał jeszcze w Manchesterze. Chociaż wtedy machała mu przed nosem Holenderskim paszportem. Miała piętnaście lat i nie odstępowała na krok Wojtka Szczęsnego, który przyleciał z Arsenalem na mecz z MU. Robiła zadziwiająco dobre zdjęcia jak na takiego smarkacza.
Polubili się, a Cris szybko jej zaufał. Nigdy nie nadużyła tego zaufania. Była wierna i lojalna jak mało kto. Dlatego teraz Ronaldo tak się zmartwił.
Nie znał Vazqueza zbyt dobrze, kilka razy go spotkał. Jednak wcale nie musiał go znać, żeby słyszeć o nim to i owo.
Alvaro był lubiany, ale przez to miał wiele koleżanek. Nie trudno się domyślić, że chętnie z tego korzystał. O tym ile takich "koleżanek" mogło się przewinąć przez jego łóżko doskonale wiedział sam Cristiano. Nigdy nikomu nie przyznał się do tego ile zaliczył. W sumie Irinie bałby się tego powiedzieć. Pewnie by go zabiła.
Skierował wzrok na telefon i szybko wystukał wiadomość.

Nadal wpatrywałam się w Vazqueza i nic nie powiedziałam, gdy odezwał się mój telefon.
-Sekundka - uśmiechnęłam się i przeczytałam sms.
Cristiano: Serio?
Veerle: Co serio?
Puściłam oczko do Vazqueza i poszłam do łazienki. Usiadłam na sedesie i czekałam na odpowiedź.
Cristiano: Vazquez?
Veerle: Nie rozumiem o co ci chodzi...
Cristiano: W sumie to spełnienie Twoich marzeń.
Veerle: Więc o co Ci chodzi? Wiesz jak chciałam, żeby zobaczył we mnie kogoś więcej.
Cristiano: Martwię się tylko, Veerlita.
Veerle: Nie masz o co ;)
Cristiano: Jestem pełen niepokoju.
Veerle: Lepiej sprawdź czy nie masz gorączki skoro używasz takich słów :P
Cristiano: Małpa

Wróciłam do salonu i zajęłam dawne miejsce.
-Pod warunkiem, że zawieziesz mnie jutro na sesję - przejechałam palcem po jego ramieniu odpowiadając na zadane przez niego pytanie, czy nie spędzę u niego kolejnej nocy.
-Zgoda - uśmiechnął się.
-I mnie? - wyszczerzył zęby Isco.
-A ciebie co? - zerknął na niego.
-Tylko ona może tu nocować? - prychnął.
-Wszyscy tu zostańcie - zdecydował Sarabia. - Tylko ja śpię na swoim łóżku - wstał i poszedł do swojego pokoju.
Skończył się jeden film, potem drugi, trzeci... Alvaro cały czas siedział przy mnie, obejmując mnie ramieniem. Z czasem pozycje się zmieniały, a to ja miałam głowę na jego kolanach, a to on na moich. Gdy już przysypiałam usłyszałam niedaleko szept Bartry.
-Pożycz sypialnię, błagam! Przecież ty z Veerle i tak tylko tam śpicie. Bądź kumpel!
-Idź - westchnął. 
-Tylko obudź mnie przed 8! 
-Mnie też - szepnęłam, gdy Marc i jego koleżanka już zniknęli.
-Chciałbym spać dziś na normalnym łóżku - zaskomlał Isco z fotela.
-Zawsze możesz wrócić do siebie - szepnęłam.
-Nie chce mi się, ale wiesz codziennie drżę ze strachu, że Unice Torres jednak postanowi zamieszkać w mieszkaniu Moraty i trafię na bruk - jęknął.
-Jak to? - zdziwił się Alvaro.
-Morata kupił mieszkanie rok temu, żeby mieszkać w nim z Unice, ale Unice jest nieprzewidywalna. Zamiast się ucieszyć, że zamieszka ze swoim facetem to go opieprzyła, że po pierwsze nie raczył tego z nią skonsultować, a po drugie nie dał się jej dołożyć. Wprowadził się więc Jese, a potem Asier. A jak Ally podpisał kontrakt z Juventusem to ja zająłem jego pokój. Tylko który z nas ma wiedzieć czy  Unice nie odbije i nie wywali nas za drzwi? Chociażby po to, żeby zrobić Moracie na złość? - westchnął ciężko.- Ach, jak tęsknię za łóżkiem - wrócił do dawnej śpiewki.
-Nie licz na to, że Sarabia cię przygarnie - pokręcił głową Alvaro.
-Macie przecież jeszcze jeden pusty pokój!
-Nie jest pusty, to pokój Irmy, która spędza weekend u rodziców w Sewilli. Nie radzę ci, znajdzie cię i zamorduje na miejscu - wstał, a ja usiadłam na drugim fotelu.
-Poważnie? - sapnął.
-Tak - kiwnął głową i zaczął rozkładać kanapę. Do tej pory był to typowy narożnik. Dlatego Bartra i Isco tak zgodnie tu spali. No, byli też pijani.
Vazquez teraz zrobił z tego zwykłe łóżko, ułożył poduszki i koc.
-Mogę? - szepnął Isco.
-Fotel też się rozkłada - westchnął Alvaro i kopnął coś. Isco pisnął i znalazł się w pozycji leżącej.
-Bajer! - ucieszył się i nakrył kocem po same czoło. - Dobranoc!
-Branoc - odpowiedziałam i wsunęłam się pod puszysty koc na kanapie. Zdjęłam z siebie spodnie i bluzę. Alvaro po chwili ułożył się obok mnie. Objął mnie w pasie i zasnęliśmy.


Alvaro spał. Słyszałam jak miarowo oddychał.
Ten weekend był jednym z najpiękniejszych w moim życiu. Wiedziałam jednak, że gdy wstaniemy w poniedziałek rano bajka się skończy. Przecież to byłoby za proste, za łatwe.


Zaspaliśmy. Miałam z Isco sesję i zaspaliśmy! 
Zerwałam się z łóżka jak oparzona i zaczęłam rozglądać za swoimi ciuchami, ale oczywiście ich nie było. Bez pukania wpadłam do sypialni Vazqueza, założyłam spodnie i mój wzrok spoczął na białej koszuli Alvaro. No trudno, swojej podkoszulki nie mogę już założyć. Ubrałam się w jego ciuch, na to czarna ramoneska, szpilki, okulary, bo słońce wyjątkowo mi przeszkadzało, zegarek, torebka i mogłam iść.
Isco nie! 
Bo skacowany Isco wyłaniał się z pokoju skacowanego Sarabii! 
Za nimi wychodził Vazquez w ręku trzymając pustą butelkę po tequili! 
-Francisco! - warknęłam.
-Pomalują mnie, nie? - zaskrzypiał.
-Już ja ci zrobię taki makijaż! - ruszyłam w jego kierunku, ale Vazquez zastąpił mi drogę.
-Do samochodu - zakomunikował. - Ładna koszula - uśmiechnął się.
-Oddam po pogrzebie tej łajzy! - fuknęłam i ruszyłam do drzwi. Wsiedliśmy do samochodu (Isco z tyłu za Alvaro, byle dalej ode mnie) i brunet zawiózł nas prosto do studia.
Franek oczywiście wyskoczył pierwszy i popędził jakby go diabeł gonił... W sumie uciekał ode mnie.
-Panno Aregall? - Alvaro chwycił mnie za rękę.
-Wykastruje go jak zawali mi sesję! - pomstowałam pod nosem.
-Nie wątpię - ujął moją twarz w dłonie i pocałował. Złość na braciszka uleciała. - Pa, królewno.
-Hala Madrid - odpowiedziałam odruchowo i wysiadłam. I tak zgładzę Isco.

Kilkanaście minut później przygotowywałam sprzęt, a Isco majstrował coś przy suwaku bluzy.
-Jak to możliwe, że jesteś fotografem i nigdy nie zrobiłaś zdjęcia Vazquezowi? - zastanawiał się, gdy ustawiałam aparat.
-Bo jestem głównie fotografem Realu Madryt.
-Ale czasem masz też zagraniczne sesje.
-Piłkarzy. Gamoniu, jakbym chciała już dawno byłabym ulubionym fotografem Karla, ale nie chcę. 
-Jakiego Karla?
-Lagerfelda.
-A kto to?
-Nie pogrążaj się. Lubię swoją pracę i lubię krzyczeć na ciebie.
-Tylko nie dziś, bo wiesz - przyłożył dłoń do czoła.
-Ładna jest ta modelka.
-Która?
-Ta, z którą masz sesje.
-A czego to sesja?
-Nike. Nowa kolekcja strojów do biegania.
-Ale ja nie biegam poza treningami.
-A kogo to obchodzi? - przewróciłam oczami. - Idź się ubierz, bo zaraz wrzasnę.
-Dobra, dobra... Ale nie wiedziałem, że pracujesz dla Nike.
-Pracuję dla każdego w branży sportowej, tu nazwisko Veerle Aregall znaczy sukces.
-Przesadzasz...
-Zaraz....
-Idę! - przerwał mi i zniknął. - A wiesz zapomniałem ci powiedzieć radosną wieść! - wrócił.
-Oby to była naprawdę dobra wieść - chwyciłam statyw niczym kij bejsbolowy.
-Zostawiłem wczoraj w nocy Victorię! - wyszczerzył się. - To opijałem z Sarabią! Chciałem was obudzić, ale słychać było, że Bartra był zajęty, Vazquez spał tak spokojnie, a ty jak zwykle gadałaś, więc odpuściłem.
-Gadałam? - drgnęłam.
-Ronaldo, nie ta noga! Do przodu, tyłu... Benzema, majtki... - podrapał się po głowie. - Takie głupoty.
-Gratuluję pójścia po rozum do głowy - uśmiechnęłam się.
-Dzięks, sis - wypiął dumnie pierś i pomaszerował do garderoby.
Benzema, majtki? Naprawdę już nie ma mi się co śnić tylko jego glamour gacie?


Sesja mi się udała i miałam sporo dobrych zdjęć. Isco odmaszerował, więc mogłam w spokoju się nimi zająć. Spakowałam się i wyruszyłam do swojego biura. 
Rozsiadłam się za biurkiem, zdjęłam szpilki i założyłam nogi na blat. Na kolanach położyłam sobie komputer i powoli przerabiałam fotki.
Na biurku zawibrował telefon.
Benzema: Zrobisz mi sesję?
Veerle: Ile dajesz?
Benzema: Nie pytasz czego?
Veerle: A czego Ty niby możesz chcieć sesje? Oczywiście, że swoich majtek.
Benzema: Zgadłaś! Ale skąd wiedziałaś?
Veerle: Śnią mi się po nocach.
Benzema: Razem z moim seksownym tyłeczkiem? ^^
Veerle: Lecz się, durniu :P
Benzema: Zapłacę dobrze, bo zdjęcia mają być lepsze niż te Ronaldo.
Veerle: Niby które Ronaldo?
Benzema: Nie wypieraj się! Pod zdjęciami jego majtek jest Twoje logo!
Veerle: Karim, oddychaj, nie wypieram się. Biorę :D
Benzema: No :D Mój agent wyśle Ci szczegóły.
-Veerle? - w drzwiach stanęła moja sekretarka Paloma.
-Tak? - zerknęłam na nią.
-Masz gościa.
-Kogo mi tu jeszcze diabli nanieśli? - mruknęłam po holendersku. - Proś - wstałam i założyłam buty.
-Cześć, piękna! - zawołała śliczna blondynka i cmoknęła mnie w dwa policzki. - Potrzebuję rady - usiadła. - Nie wiem czemu przyszłam do ciebie, przecież tylko się kolegujemy - westchnęła i przymknęła oczy. - Ale nieoczekiwanie Benzema i Ramos, moi kumple, sporządnieli, pozakładali rodziny... Sarabia mi urwie łeb jak tylko mu powiem... Ozil to degenerat, bo zdradził Mandy, więc jego rady nic mi nie dadzą... A Callejon zawsze wszystko wypapla - nawijała. - Veerle - spojrzała na mnie przerażona.
-Umarł ktoś? - szepnęłam.
-Całowałam się z Jamesem Rodriguezem.
-Unice, Przecież jesteś z Moratą...
-Właśnie!




Oto kolejny odcinek. Oraz moje pierwsze słowa pod postem :)
Bardzo chciałabym, żeby z tego opowiadania wyszło coś więcej niż kilka notek początkowych.
Postanowiłam złączyć fabułą to opowiadanie z opowiadaniem o Unice i Ally'm ---> klik
Bo ja nadal uwielbiam Moratę, a Unice jest jego idealnym uzupełnieniem. Ally przeszedł do Juve, zamieszkał w pięknym Turynie, a panna Torres? To będzie wątek poboczny, Veerle ma inny charakter, innych przyjaciół i inne doświadczenia życiowe. 

Pozdro, Vinga :*

czwartek, 30 października 2014

2. All day, all night.

-Rozgość się a ja muszę się ubrać - Alvaro nadal uśmiechał się szeroko. 
-Dostawa! - zawył radośnie Pablo tuż za mną. Niósł dwie zgrzewki piwa, a za nim wszedł Marc z kartonem wódki. Oszaleli.
-Mam polskie korzenie, ale bez przesady. Aż takiej głowy po przodkach nie odziedziczyłam - jeknęłam.
-Cześć, Veerle - wycałował mnie Bartra.
-Imprezka, imprezka, imprezka! - Sarabia tańczył do własnej muzyki.
-Zaczynamy! - do salonu wpadł Vazquez. Miał na sobie jeansy i zieloną koszulkę. Marc już rozstawiał kieliszki, a ja usiadłam na kanapie. Zdjęłam szpilki i usiadłam po turecku.
-A jakieś żarcie? - spytałam cicho. Chłopcy popatrzyli po sobie i pokiwali głowami.
-Kebaby? - zaproponował Sarabia.
-Jak jacyś turyści? - prychnął Bartra.
-Teoretycznie prawie każde z nas, nie licząc Pablo, jest tu dojdą - powiedziałam poważnie.
-Kim? - zdziwił się Marc.
-Nie wychowałeś się tu, tylko dojechałeś - wyjaśnił Vazquez, nie wiedzieć skąd to wiedział. - Zamawiaj - machnął ręką na kumpla.
Zamówili, przyjechało, zjedliśmy i zaczęliśmy pić. Nie było litości. Wódka bez zapoi? Oczywiście! Bo co? Gorsza jestem od nich? No way! Wódka zapijana piwem? Pewnie! Wódka w piwie? Tak! 
Efekt? 
No nie wiem... Nie pamiętam.

Ocknęłam się i powoli otworzyłam oczy. Bolało. No trudno, masz babo co chciałaś.
Plus był taki, że chociaż leżałam na czymś miękkim i byłam czymś nakryta. Dziwne, ale nie miałam na sobie swoich ubrań, ale jakoś czerwoną koszulkę. Dobre i to.
Spojrzałam nieco dalej i serce mi się zatrzymało. Przed sobą widziałam ramię. Borze szumiący, męskie ramię.
Delikatnie szturchnęłam je palcem, żeby sprawdzić czy nie mam zwidów. Takie halucyny alkoholowe.
Skóra była miękka, ciepła i na pewno prawdziwa.
Matko, Veerle, coś ty znowu narobiła?
-Co? - Ciało obce okręciło się na ramię, które szturchałam i zobaczyłam przed sobą Vazqueza z gołym torsem. Bałam się zerknąć niżej. Patrzył na mnie przepitym spojrzeniem, ale niebieski odcień jego tęczówek nadal był zajebisty.
-Nic - wychrypiałam. Zawsze po alkoholu tracę głos. Alvaro ku memu zdumieniu wyciągnął dłoń, ujął moją twarz i zaczął trzeć skórę pod moim okiem.
-Co to takie czarne? - spytał. Czarne? Pod okiem? Chwilę trwało zanim wpadłam na to o co mu chodzi.
-Maskara i kredka. Kosmetyki nawet za miliardy dolarów jednak ścierają się podczas snu - mruknęłam.
-Ale było picie! - zaśmiał się i zostawił mnie w spokoju. Opadł na plecy i założył ręce na głowę. Wtedy zauważyłam, że ma na sobie bokserki. To jednak o niczym nie świadczy. Może Vazquez nawet po pijaku zakłada majtki po seksie? Jak się z nim przespałam i tego nie pamiętam to się skrzywdzę, jak bum cyk cyk!
-Głowa mi zaraz pęknie - szepnęłam.
-Nie martw się! - wyskoczył z łóżka i popędził gdzieś za drzwi. Wykorzystałam ten moment, żeby ocenić czy coś się stało czy nie. Pierwszy raz się budzę z facetem w łóżku i nie wiem co z nim robiłam!
Bieliznę miałam, nie wyglądało na to, żebym w nocy uprawiała ognisty seks, miałam tylko cudzą bluzkę. Moje ubrania leżały na fotelu przy szafie. Nawet w miarę ułożone. Czyli rozebrałam się sama.
-Proszę - Alvaro chwilę później usiadł obok mnie i podał mi szklankę. Nie pytałam o nic, tylko wypiłam. - Bartra i Pablo zgonują na kanapie. 
-Biedaki - współczułam im z całego serca.
-Biedaki, biedaki, ale łóżka bratu chciałaś oddać. Tylko ja mogłem się tu położyć jako właściciel - zaśmiał się. Proszę, oto tajemnica się rozwiązała.
-Trzeba szybko zjeść coś ciepłego zanim kac nas zje - usiadłam z trudem. 
-Sarabia zamawia pizze - wstał z łóżka. - Ubierz się, czekamy w kuchni.
Narzuciłam na sobie wczorajsze ubrania i wzięłam z parapetu szarą bluzę Alvaro. Do tego wzięłam czyste skarpetki z szuflady i tak wyszłam.
Marc i Pablo wyglądali naprawdę tragicznie. Okropnie.
Zjedliśmy pizzę i resztę dnia spędziliśmy sącząc piwo i oglądając mecze. Byliśmy ledwo ciepli. Mimo wszystko obejrzeliśmy jak Real rozwala w pył Levante i nawet Isco strzela gola.
-Wieczorem idziemy do klubu - zarządził Bartra. Popatrzyłam na niego jak na kosmitę.
-Nie - warknęłam. - Nie mamy się w co ubrać  A zanim dotrę do mieszkania, ogarnę się, wiesz ile to czasu zajmie?
-Wiem, dlatego idziemy na zakupy! - zerwał się. - Szybko!
-Chyba na mózg upadłeś! - zaprotestowałam, ale skończyło się to na tym, że Alvaro wziął mnie na ręce i zniósł do taksówki. Wyruszyłam na zakupy bez butów i portfela.
-Stawiam - wyszczerzył się.
-Oddam ci za wszystko - fuknęłam.
-Dobra, ja ci kupię! - mruknął Marc.
-Nie! Oddam! - upierałam się przy swoim. A potem było niczym w filmie. Fryzjer, makijaż i wio do sklepu. Buty, sukienka, ramoneska, kolczyki i byłam gotowa. Po co mi torebka skoro nawet telefon został w mieszkaniu? Chłopcy wystrojeni w koszule... Od razu poszliśmy do klubu.
-Po jednym? - Vazquez objął mnie w pasie, gdy staliśmy przy barze.
-Tak - kiwnęłam głową. Jedna kolejka stawiana przez Alvaro, następna przez Marca, potem Sarabia... Wystarczyło tyle, żebym była dobrze zrobiona.
Muzyka pasowała mi jak nigdy, Vazquez też pasował mi idealnie. Jego ciepłe dłonie na mojej tali, moje na jego szyi, mocne ramiona, których mogłam się chwycić, gdy tylko traciłam równowagę. Spędziliśmy tak całą imprezę z przerwami na picie i łazienkę.
-Zaraz piąta - powiedział Alvaro, gdy podeszliśmy do chłopaków. Pablo bawił się telefonem, a Marc bajerował jakąś laskę. 
-Wracajmy - mruknęłam wtulając się w niego. Otoczył mnie ramieniem i zadzwonił po taksówkę.
Idąc do samochodu słyszałam jak Bartra błaga Sarabię, żeby mu pożyczył pokój na kilka godzin. Słowem się nie zająknęłam, że przecież w Barcelonie została Melissa. Nikt tego nie skomentował.
W mieszkaniu od razu zdjęłam szpilki i usiadłam na kanapie.
-Wyjazd, ja tu śpię i to sam! - zawołał Pablo kładąc się obok mnie i nakrywając kołdrą. Wyczekująco spojrzałam na Vazqueza.
-To co? Powtórka z rozrywki? - uśmiechnął się.
-Jakby się faktycznie coś wydarzyło to mogłaby być powtórka, a tak? - prychnęłam i poszłam za nim do sypialni. - Powiedz tylko, że macie tu grube ściany.
-Mam taką nadzieję - zamknął za mną drzwi.
-Marc już nie jest z Melissą? Czy mam przeterminowane wieści? - rzuciłam kurtkę na fotel.
-Mam dokładnie takie jak ty, ale nie będę się wtrącać. Jego sprawa - bez słowa podszedł i rozsunął mi sukienkę.
Założyłam dokładnie tę samą bluzkę co noc wcześniej i położyłam się na łóżku. 
Alvaro też rozebrał się błyskawicznie i znalazł się obok mnie.
-Świetnie się dziś bawiłem - mruknął podsuwając się blisko.
-Ja też - uśmiechnęłam się. Chciałam go, każda część mojego ciała chciała, ale nie. Trzeba oprzeć się pokusie, trzeba mieć jakieś zasady.
Jednak ręka bruneta wylądowała na moim udzie, które delikatnie głaskała. Z kolei moja prawa ręka znalazła się na jego torsie, a lewa na szyi. Czułam jak powietrze wokół nas tężeje, a mi coraz ciężej się oddycha. Opanuj się, Veerle, opanuj!
A potem mnie pocałował.
A ja jego.
Kilka razy.
Albo kilkanaście.
Jego usta były tak cudownie miękkie, a język sprawiał, że traciłam dech.
Chciałam mu powiedzieć, żeby się odczepił, żeby dał mi spokój, ale po co? Podobał mi się odkąd go tylko poznałam, a teraz jestem z nim w jednym łóżku. Marc zamiast mnie pilnować to się rucha.
Alvaro jakby czytał mi w myślach. 
Przytulił mnie mocno, cmoknął w usta, ale dłoni z mojego pośladka nie zabrał.
-Dobranoc, Veerle - szepnął.
-Dobranoc - uśmiechnęłam się. 
Zobaczymy co przyniesie mi pobudka.


Gdy się obudziłam nie czułam się gorzej niż wczoraj. Wręcz przeciwnie. Było mi tak ciepło, miło i dobrze. Na brzuchu miałam rękę Alvaro, a na karku czułam jego oddech. Leżeliśmy na typową łyżeczkę, a mnie było bardzo wygodnie.
-Alvarito? - podrapałam go za uchem.
-Mhh? - mruknął.
-Która godzina?
-Siedemnasta - szepnął.
-Hej! - ktoś załomotał do drzwi. - Wstawać! - darł się Marc. - Wchodzę! - na te słowa Vazquez momentalnie usiadł.
-Czego się drzesz od rana? - przetarł oczy i wstał.
-Sprawdzam czy mi siostry w nocy nie zadusiłeś - zaśmiał się i usiadł obok mnie.
-Żyję - skrzywiłam się i też wstałam. Poszłam do łazienki, ogarnęłam się i wyszłam. - Alvaro? - podeszłam do chłopaka, który stał przy otwartej szafie. - Poratujesz mnie czymkolwiek? - uśmiechnęłam się. 
-Pewnie - podał mi swoje spodnie dresowe, koszulkę, bluzę i skarpety. - Na pewno będzie ci wygodnie - wyszczerzył się zadowolony.
Wieczór spędziliśmy na kanapie przed telewizorem. Jedząc pizzę i oglądając filmy. Do tego sączyliśmy piwo. Alkohol już delikatnie, bo jutro każdy do roboty. Isco wrócił z Walencji i chciał oblać swojego gola. Marc rano musiał wracać do Barcelony, ja do pracy, Sarabia z Isco na treningi, a Vazquez na rehabilitację. Co nie zmieniało faktu, że ani ja ani Franek nie spieszyliśmy się do siebie. Nowa koleżanka Marca, Emma, też nie.
Patrzyłam jak Gordon Ramsey opieprza jakiegoś kucharza, gdy poczułam czyjąś dłoń na plecach. Spojrzałam na Vazqueza, który oparł się o oparcie i właśnie pocierał swoim nosem moje ramię.
-Smarkasz w swoją własną bluzę.
-Zostań na noc - powiedział a mnie po plecach przeszedł dreszcz. Noc? Z nim? W jednym łóżku?

wtorek, 21 października 2014

1. Półnagi Vazquez

Wracając z uczelni coś mnie tknęło, coś co kazało mi skierować myśli w kierunku mego umiłowanego kuzyna.
Francisco Roman Alarcon Suarez. Na pierwszy rzut oka nic nas nie łączy. Rzekłabym - na szczęście! Jednak jesteśmy rodziną. Mama mojego ojca i mama jego mamy to siostry. Spędzaliśmy razem tylko wakacje, aż dwa lata temu Real Madryt go kupił i w ten oto sposób Franek zapewnił sobie ciepły obiad przynajmniej dwa razy w tygodniu. Nic nie poradzę na to, że boję się, że ten frajer coś zrobi. Jest w moim wieku, ale mam wrażenie, że psychicznie to jest dziesięć lat niżej.
Wyjęłam telefon z kieszeni płaszcza i wybrałam jego numer. Oczywiście nie odebrał. Szybciej skontaktowałabym się z królem niż z nim!
Z przekory wybrałam numer prawie króla.
~Słucham? - odezwał się męski głos.
-Szukam Isco.
~I w tym celu dzwonisz do mnie? Nie pilnuję tego pojeba!
-Nie denerwuj się tak, Cristiano. Wybacz, że w ogóle śmiałam zadzwonić!
~Czekaj, Veerle - westchnął. - Mam zły dzień, sprzeczka z Iriną... - westchnął. - Po Isco przyjechał dziś Jese.
-Nieźle - jęknęłam.
~No co? Przecież razem mieszkają?
-To uważam już za jedną z największych bzdur tego świata!
~To na pewno jest zabawne - roześmiał się.
-Strasznie. Dobra, dzięki za info.
~Wpadniesz na następny trening?
-Jest zamknięty, ale będę w następnym tym tygodniu. 
~Wyskoczymy potem na obiad?
-Pewnie. Do zobaczenia!
~Pa!
Rozłączyłam się z Cristiano i po raz kolejny próbowałam dodzwonić się do Franka, ale mogłam sobie dzwonić zębami o parapet.
Zdecydowałam się w końcu zadzwonić do Jese. Jese Rodrigueza, najlepszego kumpla Isco, który ciągle się do mnie silni, a to jak nie trudno się domyślić, doprowadza mnie do szału.
~Veerle! Skarbie! - zaskrzeczał.
-Gdzie Isco?
~A ja myślałem, że dzwonisz do mnie, bo się za mną stęskniłaś...
-Daj mi tego pokraka!
~Masz... Tak, siostrzyczko?
-Nie wnikam w to co zrobiłeś, robisz lub zrobisz... Za godzinę widzę cię w restauracji przy Bernabeu.
~Czemu?
-Bo nie ma dżemu! - fuknęłam i się rozłączyłam.
Wsiadając do tramwaju napisałam sms do kolejnego kuzyna, u którego mieszkałam przez pierwsze dwa lata studiów. Było nam razem dobrze, dogadywaliśmy się i w ogóle, ale Sergio wpadł w poważny związek i nie chciałam przeszkadzać. Dom ma duży, ale to dorosły facet. Nie będę mu zawadzać w jego miłosnych igraszkach.
Veerle: Jadę już do restauracji.
Sergio - brat: Spoko, ja też. Isco?
Veerle: Poinformowany.
Sergio - brat: To nie znaczy, że się zjawi.
Veerle: Zjawi. Czuje przed tobą respekt.
Sergio - brat: On czuje respekt tylko przed swoją babką.
Veerle: To nie respekt, ale strach :D

Gdy dotarłam na miejsce zajęłam swoje ulubione miejsce i zamówiłam sok pomarańczowy. Chwilę po mnie dotarł Sergio.

-Cześć, mała - ucałował mnie w dwa policzki i usiadł. - Gdzie tamta zakała rodziny?
W odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami i wyjrzałam przez okno.
Sergio Ramos Garcia to mój kolejny kuzyn. Jego dziadek i moja babcia to rodzeństwo.
-Cześć! Zdążyłem! - ucieszył się jak dziecko i usiadł.
Zjedliśmy gawędząc miło, ale nie mogło być tak słodko. Nie z Frankiem.
-Mam problem - odstawił filiżankę z kawą.
-Co jest? - zmartwił się Sergio. 
-Victoria... - westchnął.
-Zostawiła cię? - zatroskałam się. - Jej strata. Znajdziesz lepszą.
-Problem w tym, że chyba nigdy się jej nie pozbędę...
-Nie - szepnął Sergio, a Isco pokiwał głową. Nic nie rozumiałam.
-O co chodzi?
-Umoczył. Ja jebię, umoczył - schował twarz w dłoniach.
-W sumie to nie wiem na sto procent, ale ona twierdzi, że spóźnia się jej okres i bolą ją piersi... - mruknął amator seksu.
-Jak ją wytarmosiłeś to ją boli! I z tego bólu się jej spóźnia! - warknęłam.
-Nie moja wina, że ani Canales ani siatkarzyk cię nie dopieścili! - odpyskował.
-Ty...! - zaczęłam, ale mina Sergio kazała mi nie kontynuować.
-Jedno jest pewne, Alarcon - powiedział poważnie. - Babka cię zgładzi. Masz dwadzieścia dwa lata i prawdopodobnie zostaniesz ojcem.
-I to z laską, która jest od ciebie starsza trzy lata - dodałam.
-A czy to ma jakieś znaczenie? - podskoczył.
-Owszem, patałachu. Gdy ona zaliczała pierwszy raz ty jeszcze radośnie bawiłeś się samochodzikami - warknął Ramos.
-Dziś ma iść do lekarza - szepnął.
-Daj znać, gdy się dowiesz co i jak - zerknęłam na zegarek. - Muszę spadać, bo mam zrobić kilka zdjęć dla strony klubowej.
-Isco, stawiasz. Twoja kolej - Sergio też zaczął się zbierać.
-Myślicie, że to już? - jęknął i wstał.
-Co już? - nie załapałam.
-Koniec mojego życia. Dziecko to koniec życia... - zaskomlał. Zerknęłam na Sergio, żeby sprawdzić jak zareaguje.
-Gdy pojawia się jak jesteś gotowy to coś wspaniałego - poklepał go po ramieniu.
-Ale w naszym wieku to koniec - pokiwałam głową.


Wieczorem leżąc w łóżku oglądałam najnowszy, drugi odcinek dziesiątej serii Supernatural. Gdy telefon zawibrował pierwszy raz nie zareagowałam. Drugi raz też go olałam. Kilka kolejnych tak samo. Supernatural to moja świętość.

-Veerle! - Carmen załomotała mi do drzwi. - Bartra coś od ciebie chce i nawet do mnie dzwoni! - wrzasnęła.
Westchnęłam i zatrzymałam odcinek.
Marc - brat: Cześć, sis :) gotowa na balet?
Marc - brat: Słyszałem, że Vazquez wisi ci czekoladę za zarysowanie na plecach po ostatniej imprezie.
Marc - brat: Veerle?
Marc - brat: Halo!
Isco - brat: Czemu nie odpisujesz na smsy Marca?! Żyjesz?
Isco - brat: AREGALL!
Marc - brat: Aregall, odezwij się!
Marc - brat: Bo zaraz się zdenerwuję!
Debile, debile do potęgi.
Veerle: Żyję.
Marc - brat: To czemu nie odpisujesz?
Veerle: Oglądam Supernatural.
Marc - brat: Sorry! Odezwij się jak skończysz :D
Veerle: Przerwałeś mi i tak. Mów co chcesz.
Marc - brat: Nic. Tak sprawdzam czy żyjesz i czy Isco Ci powiedział, że wpadam.
Veerle: Powiedział i piszę się na balet.
Marc - brat: Isco mówił, że zrobisz obiad jak u babci :D
Veerle: Masz do babci pół godziny drogi. Możesz do niej wpadać co namniej trzy razy w tygodniu.
Marc - brat: Wpadam :D
Marc Bartra Aregall był moim ciotecznym bratem. Jego mama i mój tato to rodzeństwo. Mieliśmy, więc tych samych dziadków i tych samych kuzynów.
Marc - brat: To co? Paella? Gazpacho? Albo jakiś kotlecik wedle holenderskiego przepisu :D Udowodnij, że cztery lata w Amsterdamie w Tobie pozostały :D
Veerle: Byłam gówniarzem, gdy tam mieszkałam.
Marc - brat: Ale imię masz holenderskie i się tam urodziłaś. Coś musi w Tobie być holenderskiego!
Veerle: Szkoda, że w tobie z kuchni hiszpańskiej jest tylko apetyt.
Marc - brat: Nie gniewaj się, zawsze możesz zrobić sushi. Vazquez lubi sushi.
Veerle: Jak tak lubi to niech nas zabierze :P
Marc - brat: Dobra myśl, sis :D Zacna :D
Veerle: Kiedy przyjeżdżasz?
Marc - brat: Jutro, ale nie martw się. Alvaro mnie odbierze. Potem damy ci znać i się stykniemy.
Veerle: Ok. Nocujesz u niego?
Marc - brat: Jak zawsze.
Veerle: Spoko. To czekam na info.
Rany, już jutro znów zobaczę Alvaro.


Po zajęciach jak zwykle wpadłam do Valdebebas. Poprawiłam kilka fotek, zrobiłam masę innych, sprawdziłam stronę klubu i wyszłam. W głowie układałam sobie jeszcze plan co mam zrobić, gdy ktoś zaczął za mną krzyczeć.

-AREGALL! AREGALL! - odwróciłam się i zobaczyłam Pablo Sarabię, który pędził w moją stronę. - Marc mnie po ciebie przysłał.
-Jesteś moim osobistym szoferem, Pablio? - zaśmiałam się.
-Twój brat chyba boi się, że zabłądzisz. On chyba uważa, że każdy Aregall gubi się w Madrycie. Widział kiedyś ktoś Królewskiego zagubionego w stolicy? - przekręcił oczami.
-W domu nie da się przecież zgubić - prychnęłam i skierowaliśmy się do jego samochodu. Tylko usiadłam, gdy dostałam sms. 
Marc - brat: Sarabia się Tobą zaopiekuje.
Zignorowałam to.
-W drogę - pokiwał głową i włączył radio. Wyśpiewując piosenki, fałszując niemiłosiernie przemieszczał się przez Madryt. Nie wiedzieć czemu przypomniał mi się Fernando Torres i David Villa, którym kilka lat temu robiłam zdjęcia do jakiejś sesji. Też śpiewali i strasznie zawodzili. A jacy byli z siebie dumni!
-Cuando nos volvamos a encontrar! - wył Pablo, a do mnie dotarło jakie to adekwatne do mojej sytuacji. Kiedy znów się spotkamy.
-Drugie piętro? - spytałam, gdy wysiedliśmy.
-Tak - mruknął piszcząc sms. - Idź sama, mieszkanie osiem, kod domofonu to jeden, pięć, cztery, zero. Idę do Marca, bo ma masę zakupów - odwrócił się na pięcie i tyle go widziałam.
Wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie. Wpisałam kod, weszłam do windy i po chwili stałam przed drzwiami do mieszkania Vazqueza. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam.
-Sarabia, łajzo, czego pukasz? Nie masz kluczy?! - usłyszałam jego głos i serce mi zadrżało. Po chwili otworzyły się drzwi i ukazał się właściciel... Który miał na sobie tylko spodenki i prezentował mi swój nagi, umięśniony tors... No nieźle!
-Veerle, cześć! - uśmiechnął się i przytulił mnie. Otoczył mnie jego cudowny zapach.
-Cześć - wydusiłam z uśmiechem. Boże, przytulam wpół nagiego Vazqueza. Mogę umrzeć.



poniedziałek, 20 października 2014

Prolog

Ta historia nie zacznie się jak każda, lub prawie każda. Otóż moje życie nagle nie ulega drastycznej zmianie, nigdzie nie wyjeżdżam, nic nie wygrywam, nie mam ochoty szaleć. Nie. 
Od kilku lat mieszkam w tym samym mieście, studiuje, pracuję. Miałam kilku chłopaków, ostatniego rok temu. To był szczególny model, leciał na dwa fronty i moi bracia nieco się zdenerwowali. Musiałam dupka jeszcze na koniec bronić, bo jak nic miałby obitą tę gładziutką buziuchnę. 
Mam nieco specyficzną rodzinę. Zwłaszcza relacje z braćmi ciotecznymi lub kuzynami są wyjątkowe. Bardzo się lubimy, doskonale dogadujemy i często spędzamy razem czas. Nie przeszkadza nam to, że nie mieszkamy w tych samych miastach, a nawet krajach. 
Obecnie mieszkam z kumpelą z roku i jej chłopakiem. Wynajmujemy mieszkanie w centrum Madrytu, żeby każde z nas miało dobry dojazd. Rico pracuje w agencji reklamowej, Carmen studiuje razem ze mną i dorabia jako opiekunka do dzieci. Czuję, że niebawem będę musiała zabrać swoje zabawki i szukać innej piaskownicy, bo Rico i Carmen są ze sobą od siedmiu lat. Ricardo pewnie za jakiś czas klęknie i głupio mieszkać z przyszłym małżeństwem, lub małżeństwem. Jak piąte koło u wozu. 
Istnieje opcja, że będę mogła zamieszkać u mojego kuzyna, z którym przemieszkałam już przez dwa pierwsze lata studiów, ale obecnie Sergio ma dziewczynę i synka. 
Mogłabym też wprowadzić się do drugiego kuzyna czemu on z ochotą by przyklasnął, bo bym mu prała, prasowała, sprzątała i gotowała. Jakoś nie interesuje mnie bycie osobistą służącą Franka i jego współlokatora.
Strasznie żałuję, że mój rodzony brat Juan nie zdecydował się na studia w Madrycie. Juanito postanowił pójść w ślady dziadków i zostać fizykiem. Na pierwszym roku narzekał, że dziadkowie wykładowcy to średnia przyjemność, a teraz chodzi zadowolony jak nikt, bo ci sami dziadkowie załatwili mu wyjazd do CERNu. Szwajcaria, fizyka i masa naukowców... Mój brat ma swoje pasje, których ja nie rozumiem, ale w pełni akceptuję i popieram. 
Pochodzę z tak zróżnicowanej rodziny, że jestem w stanie zaakceptować wszystko! Dziadkowie profesorowie fizyki, ojciec pilot, matka tłumaczka, brat przyszły fizyk, stryjeczny brat gej, kuzyn mający nieślubne dziecko... Braciszkowie to piłkarze, siatkarze...
Nic mnie w mym życiu nie zdziwi. Nic.

Siedziałam na fotelu w swoim pokoju. Nogi miałam założone na łóżko i zaczytywałam się w "Dumę i uprzedzenie" Jane Austin, gdy mój telefon zapikał. Różowy Samsung Galaxy Core Plus był powodem do kpin wszystkich moich braciszków. Mnie się szalenie podobał. Niezaprzeczalnie wyróżniał mnie z tłumu swoją różowością.

Isco - brat: Babo, nasz wspaniały brat Marc do mnie dzwonił, że w ten weekend wpada do Madrytu. Chcesz iść gdzieś z nami?
Veerle: Bartra przyjeżdża do Ciebie?
Isco - brat: No przecież nie do Jese!
Veerle: Ok, chętnie z Wami wyskoczę.
Isco - brat: Pewnie pójdziemy do Vazqueza najpierw. Nie oszukumy się, wspaniały Bartra nie odwiedza nas tylko jego, swojego najwspanialszego kumpla!
Veerle: Informuj mnie.
Westchnęłam cicho i włączyłam zdjęcia w telefonie. Alvaro Vazquez... Poznałam go pod koniec lipca, gdy Marc z Isco wpadli na genialny pomysł by wybrać się na Costa Blanca do Alicante. Dlaczego tam? Bo tak, bo mogą i już. Byliśmy akurat wszyscy u rodziców (ja w Santa Oliva, Marc w Sant Jaume dels Domenys, a Isco nudził się u Juana w Barcelonie). Więc zapakowaliśmy się we czworo do czarnego Mercedesa ML mojego ojca (który miał akurat lot do Nowego Jorku) i ruszyliśmy. Po drodze jednak Marc zamiast na południowy-zachód wyruszył w drogę przeciwną do Badalony. Tam Juan został wyrzucony z przedniego siedzenia pasażera, a jego miejsce zajął niejaki Alvaro Vazquez. Ponoć przyjaźnił się z Marcem od dziecka, grał z nim w repce, więc Isco też znał, jednak nigdy go nie poznałam. Polubiłam się z Alvaro od razu. Do Alicante mieliśmy kilka godzin drogi, a oczywiście jechaliśmy na jeden dzień. Takie są nasze wycieczki. Na jeden dzień. Nie ma co ukrywać, spodobał mi się od razu. Tylko cały czas wspominał coś o tym, że Marta nie może się dowiedzieć, że całą niedzielę spędził na zabawie z przyjaciółmi, chociaż miał do niej wpaść. Po powrocie z naszego tripu próbowałam się z nim zgadać. Zagadałam raz, drugi, ale w końcu grzecznie mnie spławił. Byłam w końcu siostrą jego kumpla, nie mógł powiedzieć "laska odwal się, mam kogoś innego". Kolejny raz spotkaliśmy się w Sant Jaume dels Domenys u Bartry. Wujek Josep prowadzi kilka sklepów i często mu pomagam. Marc akurat też miał wolne, więc kręciliśmy się razem co chwila na siebie krzycząc. Gdy stałam w wymazanych kurzem i smarem ubraniach wszedł Alvaro. Ochoczo zabrał się do pracy, a wieczorem zrobiliśmy imprezę. Nawet nie wiem jak to się działo, że cały czas siedzieliśmy razem, wygłupialiśmy się, tańczyliśmy... A potem wrócił do Madrytu, a ja do końca wakacji zostałam w domu. Mama pracowała, ojciec latał, Juan wariował w laboratoriach, a ja siedziałam u wujka w sklepie i razem z Ericem (bratem bliźniakiem Marca) sprzedawałam śrubki. Bywaliśmy u Marca w Barcelonie, piliśmy, ale nadszedł październik i wróciłam do Madrytu. Jak raz wyleczyłam się z zadurzenia Vazquezem, drugi raz też mi się udało. A teraz mam spotkać go po raz trzeci.
Teraz nie nastawiam się na nic. Lubię go, on mnie i niech tak zostanie. Marc by nie przeżył, że odbijam mu kumpla. Podzielić się nim mógł, ale raczej nie istniała opcja, żebym miała go mieć dla siebie.



Witam serdecznie na moim nowym blogu!

Nowe opowiadanie, nowa bohaterka, ale jak zawsze Alvaro Vazquez!

O nowościach będę informować na twitterze, szukajcie mnie https://twitter.com/NataliaDomanska


:*